Zdrowe ciasteczka owsiane – Marysine ciasteczka

Jedzenie ma znaczenie. Jesteś tym co jesz … i wiele innych, podobnych, sentencji zaczęło się robić coraz bardziej popularne w ostatnich czasach. Wydawać by się mogło, że to nic nie znaczy, że to moda, fanaberie dziwnych ludzi, którzy przychodzą z gotowymi posiłkami „w gości”, dają dzieciom jedzenie do przedszkola, nie jedzą większości rzeczy, które my jemy, i które jadało się w naszych rodzinnych domach.

Jeszcze nie tak dawno temu byłam w tej większości. Oj, byłam, to mało powiedziane. Ja mogłabym być stawiana na wzór. Atakował mnie szereg różnych dolegliwości, jednych poważnych, zaś innych przyjmowanych za normalność, bo przecież tak musi być. Wszystko się zmieniło po narodzinach Lidy. Jej pojawienie się na świecie zatrzymało mnie w moim dotychczasowym pędzie. Okazało się nagle (dla mnie), że wszystko co robimy ma znaczenie, a już szczególnie duże – co jemy.

Niektórzy, z dnia na dzień, zmieniają całe swoje życie, ale ja zaczynałam od małych kroczków, bo jakże ciężko jest nagle wyrzucić do kosza praktycznie wszystko co miało znaczenie i w co się wierzyło. Nadal podążam tą drogą. Cały czas się uczę i staram zmieniać, bo przecież przez większą część swojego życia pracowałam na moje choroby, więc nie da się nagle pstryknąć palcami i cofnąć czasu. Jednak zmiany, które nastąpiły i które wciąż następują, zmieniły moje życie diametralnie.

Już wiem, że normalność to czuć się dobrze i komfortowo we własnej skórze. Nie mam zamiaru namawiać nikogo na nagłe zmiany, niech każdy robi to, co może w danej chwili. Uważam, że każda zmiana, to zmiana na lepsze, a czasem wręcz trzeba zrobić krok do tyłu, aby móc podbiec trzy kroki do przodu.

Aleksy, a teraz także i Lida, dostają jedzenie do przedszkola. Moim problemem są podwieczorki. Z reguły, u nas w domu, nie ma tego posiłku. Obiad w przedszkolu jest za wcześnie, my jadamy później, stąd wyskakuje ten nieszczęsny podwieczorek. Nie chcę robić tak, że dzieci będą już absolutnie co innego jadać niż dzieci w przedszkolu, bo nie chciałabym wywołać u nich buntu. A jak wiadomo, podwieczorek musi być na słodko. Z wielką chęcią poszukuję inwencji na ten posiłek i ostatnio moja przyjaciółka, Marysia, poczęstowała mnie pysznym ciasteczkiem.

Po wzięciu przepisu pod lupę, okazało się, że musiałam wywalić połowę składników, a jeszcze część zastąpiłam czymś innym. Jednak … Marysine ciasteczka były zapalnikiem. Ciasteczka są trochę ciągutkowe, słodkie, pożywne i sycące. Dzieciom bardzo smakują, co jest najważniejsze.

Oto przepis i składniki:

  • 2 szklanki płatków owsianych (będę starała się to jeszcze zmienić, bo wszystko wskazuje na to, że niezbyt one nam służą, nawet pomimo tego, że kupuję bezglutenowe)
  • ½ mąki kokosowej
  • ¾ – 1 szklanka namoczonych daktyli (ok. 15 minut we wrzątku. Najpierw przelewam wrzątkiem, a następnie zalewam i zostawiam. Ilość daktyli będzie decydowała o słodkości. Przy całej szklance są naprawdę słodkie)
  • ¾ szklanki rodzynków namoczonych we wrzątku (robię identycznie jak z daktylami)
  • 2 banany
  • 1 łyżka nasion chia
  • ½ szklanki ziaren – ja biorę czarny sezam, pestki dyni, słonecznik, mak. Można dodać inne, wedle uznania. Są dostępne tutaj
  • 100 g oleju kokosowego, czyli ok. 10 łyżek (jestem wielką fanką oleju kokosowego, który potrafi działać cuda. Zainteresowałam się nim ze względu na Lidę, a teraz nie wyobrażam już sobie życia bez niego. Absolutnym i niekwestionowanym „kokosowym” guru jest dr. Bruce Fife. Polecam przeczytać choć jedną z jego książek)
  • 3/4 szklanki mleka koksowego
  • ½ łyżeczki cynamonu

Wszystkie składniki należy choć trochę zblendować, aby uzyskać w miarę jednolitą konsystencję. Ciasteczka o wiele lepiej wtedy smakują. Myślę, że dobry blender to udźwignie. Formuję kulki i rozpłaszczam widelcem na papierze do pieczenia. Piekę ok. 20 minut w 170 stopniach.

Smacznego!

4 komentarzy “Zdrowe ciasteczka owsiane – Marysine ciasteczka

  1. Pani Marto czy mleko kokosowe robi Pani sama, jeśli tak to proszę o przepis.Dlaczego moczy Pani w gorącej wodzie daktyle i rodzynki? Proszę podać kilka przepisów na obiad dla przedszkolaka [tych zdrowych].Czy Pani podaje dodatkowo witaminy dzieciom jeśli tak to jakie? Pozdrowienia Marianna.

  2. Witam pani Marianno,

    mleko kokosowe nieraz robię sama, jak starcza mi czasu. Nigdy nie pamiętam, który przepis jest ten najlepszy i jakie proporcje są idealne, więc zawsze kombinuję. W zeszłym tygodniu, z kombinacji i bez czasu na namaczanie wiórków (niektórzy zalecają), wyszły proporcje: na 1 szklankę wiórków kokosowych dodałam najpierw 2 szklanki dobrze ciepłej wody, wszystko zmiksowałam w thermomixie. Odcedziłam i dodałam do wiórków jeszcze szklankę wody. Znowu zmiksowałam i udało mi się w ten sposób utoczyć jeszcze troszkę mleczka. Smakowało ok, więc mogę uznać proporcje za udane 🙂

    Daktyle i rodzynki moczę z różnych powodów. Przede wszystkim, zalanie ich wrzątkiem, uspokaja mnie, że zrobiłam wszystko, aby pozbyć się pleśni i ewentualnych innych obcych pasażerów znajdujących się na bakaliach. Łatwiej też miksować czy kroić namoczone bakalie, a i smakują lepiej np. w jaglance. A z daktyli można też uzyskać, właśnie z namaczania, „sok” do słodzenia.

    Jeśli chodzi o obiady dla przedszkolaków, to codziennie pakuję takie do termosów i mam nadzieję, że uzna je Pani, tak jak ja, za zdrowe i pożywne. Uważam, że są to zupy. Upodobałam sobie kremy, ponieważ można włożyć w nie wszystko, czego dzieci nie za bardzo by zjadły, gdyby było to w kawałkach. Zupa dyniowa, którą jakiś czas temu opisywałam, jest doskonałym tego przykładem. Jeśli zaś wyjątkowo coś może moim maluchom nie smakować, to wiem że dodany makaron z brązowego ryżu do zupy będzie przełamywał lody w większości przypadków. Z każdego wybranego przez siebie warzywa bazowego można robić takie kremy. Obiecuję, że w najbliższym czasie dodam kilka przepisów jako inspirację dla Pani.

    Jeśli chodzi o kwestię witamin, to u mnie sprawa ma się raczej specyficznie. Moja Lidka ma zespół Downa, więc dostaje różne rzeczy. Witaminy, minerały, i nie tylko. Potrzebuje dodatkowego wsparcia, bo jej organizm to jedna wielka szwankująca maszyneria, która jednego ma w nadmiarze, a drugiego w ciągłym braku. Często jest jednak tak, że coś najpierw zamawiam dla Lidy, a potem wszyscy zaczynamy tego używać. Tak było np. z sokiem z noni czy olejem kokosowym (mój numer jeden na wszystko, a szczególnie na głowę!!!). Wakacje są okresem kiedy odstawiamy wszystkie tabletki (z wyjątkiem Lidki leków na tarczycę). Organizm musi mieć chwilę na oczyszczenie, pracę bez wspomagaczy, a naokoło tyle dobrodziejstwa jedzeniowego, z którego obowiązkowo trzeba korzystać 🙂 Z pewnością mogę napisać, że wszystkie moje dzieci dostają witaminy D3 i K2 (często w postaci natto), tylko latem robimy przerwę, ale są to „wiejskie” dzieci, które dużo biegają po dworze. Pamiętać też trzeba o kontrolowaniu poziomu witaminy D3, jeśli się ją suplementuje. Bardzo chwalę też sobie sok z noni. Oprócz tego bardzo uważam na witaminy z grupy B, bo sama się przekonałam jak mogą zmienić życie 🙂 Akurat moja starsza dwójka aktualnie przyjmuje witaminy z grupy B, ale i miała do tego wskazania. Standardowo można te witaminy wydobyć np. z jaj (proszę pamiętać, żeby żółtko zawsze było konsystencji jak w jaju na miękko). Warto pamiętać o cynku, selenie czy o witaminie C. I tutaj również można wykorzystać naturę: pestki dyni, jaja, orzechy brazylijskie, acerola, rokitnik czy dzika róża. Oczywiście to nie wszystko, bo jest też jeszcze chociażby kwestia NNKT i olejów czy wapnia, a to tylko wierzchołek góry. Nie jestem w stanie napisać jakie stale podaję dzieciom suplementy witaminowe, bo staram się tego nie robić, daję dopiero gdy trzeba. Tam, gdzie mogę uzyskać coś z pożywienia i superfoods, to zawsze to wybieram w pierwszej kolejności. Z niczego nie przyswoi się lepiej niż z natury i nigdzie nie będzie lepszej formy niż w naturze. Jednak jak już trzeba wziąć „witaminkę”, to warto, aby była jak najlepszej jakości i w jak najlepszej formule, zbliżonej do tej naturalnej formy. I zawsze wcześniej warto skorzystać z możliwości jakie oferuje superfoods. Każdy z nas jest indywidualnością. To, co jednemu pomoże, drugiemu może zaszkodzić. Proszę podchodzić do wszystkiego z ostrożnością i ewentualną suplementację przeprowadzać pod kontrolą osoby posiadającej odpowiednią wiedzę.

    Pozdrawiam serdecznie 🙂

Leave a Reply