Chyba jak każda kobieta przed świętami i ja wpadłam w lekki szał sprzątania i gotowania. Choć po raz pierwszy od bardzo dawna dom lśni i przygotowane są już barszczyk i krokiety, to wciąż jednak została mi jeszcze cała litania rzeczy do zrobienia. Dlatego dzisiejszy pobyt w poczekalni u lekarza, do którego wybieram się średnio raz na pół roku, był mi tym bardziej nie na rękę. Tyle jest jeszcze do zrobienia (bigos, pierogi, coś słodkiego, może pasztet), a ja siedzę i bezmyślnie surfuję po internecie czekając kolejną godzinę na swoją kolej. A sama wizyta trwa zwykle kilka minut. I nagle wyświetlił mi się artykuł „jak spieprzyć dziecku święta”. Niezły kubeł zimnej wody wylał mi się na głowę. I to w odpowiednim momencie. Idziemy dzisiaj z Alkiem na zajęcia próbne nauki gry na perkusji i po przeczytaniu tego na pewno nie będę się spieszyć i biegać z wywieszonym językiem, jak to miałam w planach. Dodatkowo postanowiłam, że dzisiaj nie będzie już gotowania i sprzątania! A przy okazji gorąco polecam krokiety w mojej wersji z zawiesistym barszczykiem, bo nie lubię go w wersji klarownej. Jeśli ktoś woli inaczej, to zamiast blendować może wyłowić warzywa.
Krokiety:
Naleśniki zrobiłam według podanego wcześniej przepisu. Pominęłam tylko melasę buraczaną, a mleko roślinne wybrałam migdałowe niesłodzone.
Farsz:
- 1/2 główki białej kapusty
- 1/2 kg pieczarek
- 3 duże marchewki
- 6 cebul
- 3 łyżeczki tymianku
- 2 łyżeczki kminku
- 1 łyżeczka papryki wędzonej
- 1 łyżeczka kurkumy
- 1 łyżeczka czarnuszki
- pieprz i sól do smaku
- 4-5 łyżek sosu sojowego
- kilka ząbków czosnku
- kawałek świeżego imbiru
- 2 łyżeczki czosnku w płatkach
Cebulkę zeszkliłam na maśle klarowanym, potem dodałam przeciśnięty czosnek i posiekany imbir. Po kilku minutach wrzuciłam posiekane pieczarki. Jak woda trochę odparowała z pieczarek, to dodałam przyprawy, a także startą na grubych oczkach marchewkę i kapustę. Prużyłam do miękkości warzyw.
Na usmażone naleśniki nałożyłam farsz, zawinęłam i podsmażyłam na maśle klarowanym. Nie obtaczałam w niczym. Myślę, że można je też spokojnie zapiec w piekarniku.
Barszcz czerwony:
- 2-3 duże marchewki
- pietruszka
- seler
- por
- 5-6 dużych buraków
- liść laurowy, ziele angielskie, kminek, goździki mielone (tych mało, ok.1/4 łyżeczki), sól, pieprz, lubczyk
- 1-2 łyżki oleju kokosowego.
- 1/2 litra soku z kiszonego buraka (przepis poniżej, ale można też go kupić)
Pokrojone warzywa zalałam wodą, dodałam przyprawy i gotowałam do miękkości. Dolałam sok z kiszonego buraka do smaku (ja daję ok. 1/2 litra, ale to sprawa indywidualna, więc najlepiej dolewać po trochu i próbować). Barszcz zagrzać, ale już nie gotować. Wyjąć liść laurowy i albo zblendować na krem albo wyłowić warzywa i zostawić go klarownym. Wyjdzie ok. 5 litrów barszczu.
W dzień powszedni do takiego kremowego barszczu dogotowuję na parze pokrojone w kostkę ziemniaki. Dzieciaki uwielbiają tą zupę!
Zakwas buraczany (sok z kiszonego buraka):
- 2-3 buraki pokrojone w plastry
- liść laurowy, ziele angielskie, ząbek czosnku, jałowiec, pieprz
- kilka kiszonych plastrów buraka z poprzedniego zakwasu lub trochę zakwasu lub trochę wody z ogórków kiszonych (jeśli nie będzie, to zakwas i tak powinien się udać)
- 1 litr ciepłej wody z rozpuszczoną 1 łyżeczką soli
Do litrowego słoika z gumką wrzucam buraki i przyprawy. Zalewam wodą, zamykam i odstawiam w ciepłe miejsce na 3-7 dni (im cieplej, tym sok będzie gotowy szybciej). Codziennie odwracam słoik do góry nogami, żeby zamieszać, ale nie otwieram.
Smacznego przedświątecznie!
komentarz w “Czekając na święta w poczekalni u lekarza”