Życie zero waste – warto

Do momentu przeczytania książki Katarzyny Wągrowskiej „Życie zero waste wydawało mi się, że jeśli chodzi o kwestie dbania o środowisko, to jesteśmy względnie ogarnięci. Przynajmniej w porównaniu do ogółu.

No bo przecież staramy się nie kupować na zapas, żeby nie wyrzucać. Nie udaje nam się żyć całkowicie bez wpadek, ale nie jest źle.

Staramy się jeździć na zakupy z własnymi torbami lub pakować do kartonów sklepowych zakupy, żeby nie wracać z milionami foliówek.

Mamy swój kompostownik (co nie jest oczywiste mimo mieszkania na wsi. Jak patrzę na to ile ludzi wyciąga worki z bioodpadami na naszej ulicy, gdy przyjeżdża śmieciarka, to się za głowę łapię. Mnie by się nie chciało. O ileż łatwiej jest mieć na polu kompostownik, na którym żywią się też przeróżne zwierzątka – ot taki bonus).

Segregacja na odpady z plastiku, papier i mieszane jest u nas od zawsze.

Soda, ocet i kwasek cytrynowy w towarzystwie kilku ekośrodków do czyszczenia, to baza moich detergentów.

Kolejny temat to chociażby ubrania. Bardzo często kupuję w second-handach, a dla dzieci często dostajemy ubranka od przyjaciół, po ich dzieciach. To oszczędność dla środowiska i dla naszych kieszeni 🙂

Mogłabym wymienić jeszcze kilka takich „pro” działań w naszym domu. A jednak daleko nam do życia zero waste. Powiedziałabym, że to nawet nie jest namiastka.

Powiedziałabym, że życie zero waste to całkowita zmiana światopoglądu i spojrzenia na siebie. To dążenie do minimalizmu pod każdym względem. To dbanie o środowisko na każdym kroku, począwszy od kuchni poprzez kosmetyki, detergenty, zabawki, ubrania i dalej. To zmiana całego życia.

Myślę, że będę się starała jeszcze bardziej. Ot chociażby robienie własnych kosmetyków z wiadomym składem i bez plastikowych, jednorazowych opakowań. Zawsze chciałam spróbować, może teraz przyszedł ten czas?

A poniżej przepis na pomadkę do ust. A od pomadek to jestem uzależniona, nie ma co. Nie mogę znieść wyschniętych ust. O spierzchnięciu nawet nie ma mowy, wściekłabym się w trakcie.

Fajny jest też skład proponowanej pasty do zębów, choć ja, od lat już, z reguły myję zęby mieszanką sody z wodą utlenioną (o pomyśle usłyszałam od naszego pierwszego znachora polskiego, czyli Jerzego Zięby na yt). Zaś w momentach, gdy się spieszę i każda minuta się liczy, używam pasty z czarnuszką, bez fluoru naturalnie.

domowa pasta do zębów

Świetne pomysły i przepisy, mega dużo „za”, żeby zacząć dbać o środowisko, w którym żyjemy i rzeczami, którymi się otaczamy.  (Poniżej spisu treści książki)

Leave a Reply