Aby sprawdzić jak się mają sprawy z tarczycą należałoby wykonać kilka badań, w tym określić poziom TSH, FT3 i FT4 obowiązkowo i za każdym razem, a potem rozważyć jeszcze chociażby sprawdzenie poziomu antyTPO, ale od lekarza rodzinnego nigdy nie uzyskałam więcej niż tylko skierowanie na określenie poziomu TSH. Słyszałam, że wśród osób leczonych już u endokrynologa, też panuje błędne przekonanie, że sam poziom TSH wystarczy do określenia stanu zdrowia tarczycy. A dlaczego tak robią?
Bo z reguły jest tak: im wyższy poziom TSH, tym mniej T3 i T4 produkuje tarczyca. Poziom TSH rośnie, ponieważ przysadka mózgowa próbuje nakłonić tarczycę do wytwarzania większych ilości hormonów. Sprawa wydawałaby się prosta. Co jednak, gdy nasze TSH jest w swojej szerokiej normie? Czy jesteśmy wtedy faktycznie zdrowi? A co z towarzyszącymi objawami? Wydaje nam się? Otóż najprawdopodobniej nie. TSH może podlegać wpływom określonych czynników, i tak: podwyższeniu może ulec w wyniku stresu, postu, depresji, niedożywienia czy leków, zaś spadkowi w wyniku nagłego braku snu, estrogenów, leków psychotropowych, czy np. wystawieniu się na działanie zimna. Drugą sprawą pozostaje kwestia górnej granicy normy, która jest mocno kontrowersyjna.
Miryam Muhm w swojej książce „Twoje badania krwi. Dlaczego wyniki badań laboratoryjnych są często błędne i nie odzwierciedlają faktycznego stanu zdrowia” pisze: „ Faktem jest, że te zakresy referencyjne od lat co rusz są ustalane na nowo: dolna wartość graniczna …. była wielokrotnie zmieniana, podobnie zresztą jak górna wartość graniczna.” I dalej: „Wielu endokrynologów chętnie ustaliłoby tę najwyższą granicę na poziomie 2,5 mU/l, inni natomiast na poziomie 3 mU/l, a jeszcze inni z kolei na 2,0mU/l. Są jednak też tacy lekarze, którzy postulują wartość 1,5 mU/l: jest to wartość, którą w USA otrzymano w badaniach u zdrowej części społeczeństwa płci żeńskiej. Wśród zdrowych mężczyzn wartość ta wynosi 2,0 mU/l (patrz obszerne badania NHANES w USA.)” Brak pewności wśród specjalistów panuje również pod względem tego, czy TSH prawidłowo oddaje ilość hormonów tarczycy w całym naszym organizmie, w każdym narządzie naszego ciała.
Obszernie tematem tarczycy, badań laboratoryjnych jej poświęconych oraz propozycją jej wsparcia poprzez odpowiednią suplementację zajmują się też Paulina Ihnatowisz i Emilia Ptak w swojej książce „Rozszyfruj swoją krew”.
Nie byłabym sobą, gdybym od razu nie powiązała tego tematu z innym, dla mnie ogromnie ważnym i nierozerwalnie związanym, a mianowicie z jodem. Jak pisze Miryam Muhm – potrzebujemy jodu, by przyjść na świat zdrowymi. I dalej:
„W 70% swoją pracę jod wykonuje w tarczycy, pozostałe 30% przypada na inne części ciała, w szczególności na piersi, białe krwinki, oczy, jajniki, wątrobę, skórę, macicę, korę nadnerczy i trzustkę, ale również na obszar ust i gardła, łożysko i żołądek. Dużo jodu zawierają także wody płodowe – pewnego rodzaju pęcherz wody morskiej. …”
O jodzie pisałam już kilka słów, gdy przeczytałam świetną książkę poświęconą temu zagadnieniu, a mianowicie „Jod nowo odkryte zastosowanie w terapiach chorób cywilizacyjnych”.
Muszę jeszcze napisać, żeby zwrócić honor co poniektórym endokrynologom, że my mamy szczęście być pod opieką świetnego endokrynologa. Lida ma zdiagnozowaną od urodzenia niedoczynność tarczycy, zatem wizyty w poradni endokrynologicznej nie są dla nas nowością. Zawsze dostajemy skierowanie na pełen pakiet badań hormonów, zawsze badany jest poziom witaminy D, zawsze obmacywana jest szyja, zawsze jest też pytanie, czy życzę sobie jeszcze jakieś dodatkowe badania zrobić (zawsze sobie życzę 🙂 ). Nasza pani endokrynolog jest otwarta i ciekawa na nasze formy wspierania i suplementacji Lidy pod kątem obserwacji ich wpływu na funkcjonowanie tarczycy jak i całej Lidki. I jest to jedyny specjalista, do którego chodzimy od samego początku, regularnie i na NFZ!!!
Jeszcze spis treści książki Twoje badanie krwi