Aleksy dostał ostatnio grę o zegarze, która jest bardzo na czasie dla nas, bo właśnie uczy się godzin w zerówce. Graliśmy w nią przedwczoraj i mieliśmy zagrać też wczoraj. Gra leżała na stole. Po kolacji dzieciaki poszły jeszcze oglądać przed snem bajkę. Alek też. Byłam pewna, że świadomie dokonał wyboru i wolał bajkę niż grę. Mnie też to było na rękę, bo miałam swoje zagwozdki do rozwiązania (notabene, pomogła mi w tym pewna książka). A jednak, gdy nadszedł czas mycia, to przypomniało mu się o grze. No i awantura. Bo nie dotrzymuję obietnic, bo on się teraz nie idzie myć, bo to nie fair i takie tam.
No i stało się. W końcu walnął z grubej rury (pierwszy raz, ale już pewnie będzie to stały numer w jego repertuarze): bo on się wyprowadzi. No … muszę przyznać, że powiedział to takim tonem, że z wielkim trudem powstrzymaliśmy się, żeby nie parsknąć śmiechem. Pierwszy opanował się Paweł i pyta się go: – a gdzie ty się chłopczyku wyprowadzisz? Na co Alek z niezachwianą pewnością: – no jak to gdzie? do cioci Krysi (ciocia mieszka przez drogę, więc daleko nie musiałby targać swoich bambetli). Ciekawe jak na to wszystko zapatrywałaby się ciocia, gdyby zobaczyła gościa z walizką w drzwiach, muszę się jej dzisiaj spytać 🙂
Jakiś czas temu, na jednej z zamkniętych grup dla rodziców dzieci z zespołem Downa na FB, jedna z mam opowiadała, że spytała się lekarza jak on widzi suplementację naszych dzieci. Otrzymała odpowiedź, że suplementy to bzdura i ściemnianie ludzi. Często też słyszy się, że witaminy i minerały przyswajane są tylko te „naturalne”. Dr. Bodo Kukliński w swojej książce „Odżywianie mitochondrialne” twierdzi, że akurat to jest bzdurą i ściemnianiem ludzi. Suplementy dobrej jakości, w odpowiedniej dawce i połączeniu jak najbardziej działają. Nie ma tu znaczenia czy są pochodzenia naturalnego czy syntetycznego. Twierdzi on, że witaminy funkcjonują na zasadzie klucz – zamek. Oznacza to, że albo dany klucz pasuje do danego zamka, albo nie. Witamina „naturalna” będzie tak samo pasowała lub nie jak witamina wytworzona przemysłowo. Twierdzi również, że nie ma żadnego naukowego przesłania wskazującego, że organizm jest w stanie odróżnić witaminę naturalną od syntetycznej. Pod względem chemicznym nie ma żadnej różnicy pomiędzy takimi witaminami. Natomiast zmienia się obraz sytuacji, gdy weźmiemy pod uwagę substancje towarzyszące danej witaminie, np. naturalnej witaminie C towarzyszą bioflawonoidy, które zwiększają jej oddziaływanie. Ale i na to wskazuje wyjście (co mnie cieszy, bo robię tak od dawna) – dodać bioflawonoidy do witaminy syntetycznej. Zgadzam się z tym twierdzeniem w 100%. Łatwo można się przekonać, że witaminy wytwarzane przemysłowo działają. Najprościej, gdy ktoś ma problem z wysoką homocysteiną. Odpowiednia suplementacja określonymi witaminami z grupy B i poziom spada. Witaminy C syntetycznego pochodzenia nigdy nie biorę samej. Najczęściej mieszam ze sproszkowaną dziką różą, rokitnikiem czy acerolą. Do tego mieszam z odrobiną zielonego koktajlu albo z miodem, właśnie po to, żeby zwiększyć jej działanie i przyswajanie.
Polecam wszystkim tą książkę, bo pomimo że pierwsza część jest ciężka, i ma się wrażenie jakby siedziało się jeszcze raz na biologii, to na wiele pytań uzyskuje się odpowiedzi. Wielu witaminom, minerałom i antyoksydantom wydarto całkiem sporo tajemnic, z którymi warto się zapoznać 🙂