Taka wiosna jak tegoroczna, słoneczna i upalna, to czas, kiedy koktajle mi już nie wystarczają. Tymczasowo mam dość rozgrzewających zup, które teraz powodują, że wstaję upocona od posiłku i chce mi się ewidentnie surowizny. Surowizny do chrupania, a nie tylko do picia.
Wiem, sama po sobie, że z sałatkami jest jak z koktajlami, dopóki człowiek nie wpadnie w rutynę, to ma problem ze składnikami. Co dodać, a czego nie? Czy coś konkretnie musi być? Czy jest jakaś stała baza? Co z dressingiem?
Stworzyłam sobie właśnie taką bazę, która mi najbardziej smakuje, a resztę dodaję w zależności od tego, co akurat mam. A zatem musi być:
- zielenina w postaci jakiś sałat, ja lubię połączenie rukoli i sałaty od mojej sąsiadki, która hoduje swoje warzywa na bioemach. Nie zraża mnie to, że z sałaty trzeba często wytrząsać nieproszonych gości, wprost przeciwnie. Smak jest rewelacyjny i nie do podrobienia,
- uwielbiam pieczoną w piekarniku paprykę, więc też musi być. Przeglądając książkę Detoksy znalazłam na nią banalny przepis. Nie wiem dlaczego wcześniej się nie pokusiłam o robienie jej tak. Pokrojoną w paski paprykę wrzucam na pokrytą papierem do pieczenia blachę, międlę w oleju kokosowym z solą himalajską i piekę około 15 minut w 200 stopniach,
- brokuł podzielony na różyczki, włożony na minutę do wrzątku, a potem przelany zimną wodą. Nie sądziłam, że jego smak może być tak niesamowity, bo nie znoszę gotowanego brokułu. Surowy to zupełnie „inna para kaloszy”,
- oliwki … jestem fanką oliwek, czarnych, zielonych, z pestką czy bez … a najbardziej smakowały mi oliwki zamówione na Kooperatywie faszerowane skórką cytrynową. Coś niesamowitego,
- cebula … wiadomo, cebula musi być 🙂
A reszta, to już to, co mam akurat w lodówce. Na zdjęciu jest jeszcze ogórek kiszony, pieczone z papryką pieczarki i szparagi. Do tego dodaję jakieś mięso, np. smażoną na occie balsamicznym polędwiczkę wieprzową (to inspiracja od mojej przyjaciółki Sylwii) albo pokrojoną w talarki i podsmażoną na suchej patelni kiełbasę z dzika lub wieprzową z dobrego źródła (to inspiracja od mojej przyjaciółki Marysi) albo tuńczyka i dogotowuję komosę ryżową (do wody, w której się gotuje, dodaję sól, kurkumę i cynamon).
No i sos … Właśnie przez Kooperatywę zamawiamy teraz olej z pestek dyni. Jest niesamowity, mocno orzechowy. Nie spotkałam się jeszcze z takim. Jest rewelacyjny. Nie do znudzenia. Świetnie smakuje ze wszystkim, nawet z lodami 🙂 Mieszam go najczęściej z miodem i sokiem z cytryny. Ale lubię też połączenie oliwy, czosnku, miodu i octu jabłkowego, albo zamiast octu można dodać sok z cytryny. Super jest też mieszanka: oliwa, musztarda i miód.
A gdyby ktoś chciał naprawdę porządnej inspiracji, to moim zdaniem, nie ma lepszej książki od Sałatlove. Smacznego 🙂