Przygoda ze zdrowym odżywianiem nigdy się nie kończy. To, co udało mi się uzyskać przez zmianę starych nawyków żywieniowych jest bezcenne, ale stan obecny nie jest stanem idealnym. Chcę więcej. Nie chcę umiarkowanie czuć się dobrze. Chcę się czuć świetnie 🙂
Książki Victorii Boutenko, negatywny komentarz od pewnej wegetarianki (może weganki), a także własne samopoczucie i stan zdrowia mojej rodziny, a szczególnie Lidy, każe mi cały czas szukać i drążyć temat.
Moja mała Lida ma ogromne problemy z jelitami, a raczej miała, ze stanami zapalnymi. Może to choroba Hirschsprunga, którą rzekomo ma (to jest temat kontrowersyjny w mojej głowie), może skutki operacji, może błędów w diecie, albo grzybów, czy pasożytów. Teorii było wiele. Ponadto każdy spadek odporności u niej objawia się dolegliwościami ze strony układu pokarmowego. Jednak, od roku, mieliśmy ogromne problemy. Co kilka tygodni dostawała ataku. Bóle brzucha i biegunki to jedne z objawów. Musieliśmy wprowadzić ostre eliminacje pokarmowe. Nie jadła owoców, strączków, czy chociażby przecierów z pomidorów. Wszystko to zaogniało sytuację, a wszyscy specjaliści rozkładali ręce. Nikt nie potrafił nam pomóc. Ani medycyna konwencjonalna, ani specjaliści od niekonwencjonalnej. W końcu sami sobie pomogliśmy. Nie wiem jak, ale domyśliłam się, że to kwasy owocowe wywołały u niej stany zapalne jelit. Lida, w zeszłym roku, jak opętana, zajadała się czerwonymi porzeczkami. Dopadała do krzaka i nie odchodziła od niego dobrowolnie. Udało nam się wyprowadzić ją z tego błędnego koła. Powoli, z pomocą odpowiednich suplementów, i czegoś jeszcze. Zielonych koktajli. Owoce, które ją pogrążyły, w połączeniu z zieleniną, okazały się lekarstwem. Latami omijałam koktajle szerokim łukiem, a tu nagle zrobiłam jeden i mnie zachwycił. Resztę rodziny zresztą też. To one dokonały reszty.
Victoria Boutenko przekonała mnie do koktajli. I mimo, że nie robię ich według jej przepisów, bo zawsze mi brakuje jakiegoś składnika (to mój odwieczny problem z gotowaniem wg czyiś przepisów), to jej książki były tą iskrą, która wyszła nam tylko na zdrowie.
A oto przepis na koktajl, który my uwielbiamy:
- solidna porcja zieleniny (np. jarmuż, mój ulubieniec)
- melon (własnoręcznie wyhodowany, albo kupny. My mieliśmy szczęście do tego pierwszego, ale już wszystko zjedzone 🙁 )
- parę jabłek
- kilka świeżych daktyli (opcjonalnie, zależy od ilości pozostałych składników)
- 2 szklanki mleka roślinnego lub wody
Smacznego Kochani 🙂