Kiedy wspominam święta w moim rodzinnym domu, to na pierwszy plan wysuwa się zawsze sałatka jarzynowa. Mogło nie być wszystkich typowych tradycyjnych wigilijnych potraw, ale sałatka zawsze była. Karp został w pewnym momencie zastąpiony inną rybą, bo nikt u nas za karpiem nie przepadał, kompot z suszu … fuj … chyba tylko mój ojciec to pił, więc i ten poszedł w odstawkę. Ale sałatka jarzynowa … ona była niezmiennie w święta. Nawet nieważne które święta, tak naprawdę, była w każde. Była na każde imieniny i na każdej imprezie. Nienawidziłam jej 🙂 A teraz, od jakiegoś czasu, uwielbiam ją. Jest trochę inna niż ta moja z pamięci, bo z burakiem i ręcznie robionym majonezem, ale ewidentnie nadal jarzynówka i ewidentnie będzie znowu na świątecznym stole 🙂 Zresztą gości na naszym stole przynajmniej dwa razy w tygodniu w sezonie jesienno-zimowym, bo uwielbiamy ją na śniadanie z ugotowanym jajeczkiem na miękko.
Oto składniki na naprawdę dużooo sałatki jarzynowej (3/4 garnka pięciolitrowego):
- 4-5 sporych marchewek,
- 2 spore pietruszki,
- 1 średni seler korzeniowy,
- 5-6 średnich ziemniaków,
- 3-4 buraki średniej wielkości,
- 5-6 jajek ugotowanych na twardo,
- 3-4 kiszonych ogórków,
- 2 jabłka,
- 1 cebula,
- słoik kukurydzy, odcedzonej i przelanej wodą,
- słoik zielonego groszku, odcedzonego i przelanego wodą,
- sól, pieprz do smaku.
Marchewki, pietruszki, seler, ziemniaki i buraki gotuję na parze do miękkości. Następnie studzę i wszystkie już składniki kroję w kosteczkę i mieszam.
A to składniki do majonezu w ilości w sam raz do tej sałatki, bo my nie lubimy, jak warzywa toną w nim:
- 2 żółtka,
- szczypta soli,
- 1 łyżeczka octu jabłkowego lub soku z cytryny,
- 1/2 łyżeczki cukru trzcinowego,
- 1 łyżeczka dobrej musztardy,
- 3/4 szklanki oliwy z oliwek.
Wszystkie składniki muszą być w temperaturze pokojowej, szczególnie oliwa. Jajka zalewam wrzątkiem na kilka sekund i dopiero potem oddzielam żółtka od białek. Żółtka, sól, ocet lub sok z cytryny, cukier i musztardę miksuję, a następnie, wciąż z mikserem na najwyższych obrotach, dodaję powoli oliwę. Miksuję aż do momentu uzyskania odpowiedniej konsystencji. Zawsze gdy dodałam za zimną oliwę, to majonez mi nie wyszedł. Majonez na oliwie jest trochę gorzkawy, ale w tej sałatce to zupełnie niewyczuwalne, a wydaje mi się, że akurat na oliwie jest najzdrowszy. Nie tykamy oleju rzepakowego, nie mamy w domu słonecznikowego, lniany jest zbyt specyficzny w smaku, a oliwę kochamy.
Majonez trzymam w słoiku w lodówce i dodaję do sałatki tuż przed podaniem, bo właśnie taką lubimy, wydaje nam się najsmaczniejsza, zanim smaki się poprzegryzają. Nam ten wielki gar sałatki starcza na 2 śniadania i nieraz trzeciego dnia możemy jeszcze skosztować odrobinę, ale nie zawsze, bo jak się za bardzo rozpędzimy w te dwa dni, to nic nie zostaje.
Smacznego 🙂