Kręcę koktajle cały czas … wiosna, lato, jesień, zima (tak, zimą też). Kręcę je od poniedziałku do piątku, ale za to w weekend mamy przerwę. Kręcę je do przedszkola/szkoły/pracy/domu. Wpadłam już w koktajlową rutynę. To ważne, ta rutyna, bo musi się je robić szybko, bo z rana, gdy wszystkim się spieszy. Muszą być też sycące, bo dzieci nie mogą chodzić głodne przez ten czas od podwieczorku do kolacji. Muszą być naszpikowane zieleniną i czym zdrowym tylko się da, bo z chrupaniem zieleniny to u nas różnie. Nieraz mam wrażenie, że niektóre małe buzie u nas w domu zielenina po prostu gryzie. No i najważniejsze – muszą być smaczne, bo inaczej nikt mi ich nie wypije.
Zatem mam już swój stały repertuar. Zawsze są: banany, owoc przewodni (np. truskawki czy jagody), zielenina (zawsze daję jeden rodzaj do koktajlu, no i rotuję, żeby 2 dni pod rząd nie było tej samej), awokado, no i coś nadającego treściwości – ugotowana komosa, jaglanka albo, gdy zapomnę ugotować, to nasiona konopi czy płatki. Do tego woda, nieraz mleko roślinne, chlorella. I mam – pyszny, sycący, szybko zrobiony.
Nie przepadam za przepisami na gotowe koktajle, które należy zrobić od A do Z, bo z reguły wymagają zbyt dużo zaangażowania ode mnie. Nie mam czasu z rana, żeby bawić się w wyciskarki, sokowirówki, a i tak potem jeszcze należy wszystko blendować. Połączenie selera, jabłka i czegoś tam jeszcze wytrawnego może i jest zdrowe, ale namówcie dziecko do wypicia takiej miksturki i do tego niech je jeszcze nasyci … nic z tego.
Co nie znaczy, że nie przeglądam i nie uczę się z książek poświęconych koktajlom. Oczywiście, że to robię. Są dla mnie niebywałą inspiracją. Teraz „na tapecie” mam „Superkoktajle dla zdrowia i urody” Katarzyny Błażejewskiej – Stuhr i muszę przyznać, że znalazłam kilka bardzo ciekawych przepisów, które mam ochotę przetestować i wdrożyć w jakimś zakresie w nasze życie. Przykładem jest zima, kiedy to w styczniu i lutym koktajle nam nie podchodzą. Pijemy je, bo wiemy, że to między innymi dzięki nim nie chorujemy „na poważnie” (katarów i przeziębieniowych dolegliwości w to nie wliczam, bo i u nas się zdarzają 🙂 ). Nie żeby nas jakoś specjalnie wychładzały, bo równoważymy je rozgrzewającymi zupami, ale … może czas się przełamać i tej jesieni/zimy/wczesnej wiosny zacząć dodawać do nich trochę ostrego tego czy tamtego, jak poleca autorka Superkoktajli.
W oko wpadł mi też od razu budyń z czerwonej fasoli. Wygląda baaardzo apetycznie, ślinka cieknie. Zrobię go w weekend, nie może być inaczej 🙂
Myślę, że dla kogoś, kto potrzebuje inspiracji i wsparcia, albo ma czas na robienie koktajli krok po kroku, i to w dodatku naszpikowanych superfoods, począwszy od owoców, przez zioła, zielone, nasiona, aż po te ostre, będzie naprawdę zadowolony mając tą książkę pod ręką.