Nie ma chyba nic bardziej dobijającego dla rodzica, który produkuje się w kuchni dla swojego dziecka, niż usłyszeć: BLE. I to BLE wypowiadane, z reguły, na sam widok posiłku. Zanim w ogóle go spróbuje. Albo nawet zanim spojrzy, bo i tak się zdarza. Jedno małe BLE powoduje, że opadam z sił i nic mi się nie chce. Dlatego, gdy słyszę: „Mamo, to jest pyszne!” powinnam skakać z radości pod sufit 🙂 A jednak, dać palca człowiekowi, to chciałby od razu całą rękę.
A wszystko zaczęło się od tego, że moja mała dziewczynka przygotowuje się do pójścia do przedszkola. Pierwsze pobyty zaowocowały przytarganiem do domu wirusa, który „przeczyścił” mojego przyszłego przedszkolaczka. I mimo że nie było wcale tak źle, a poza tym przeszliśmy zwycięsko chrzest bojowy odnośnie odpieluchowywania tym sposobem, to i tak spowodował on, że już „po” nastąpił drastyczny wzrost apetytu. No więc nadrabiamy. I stąd właśnie na sam widok chociażby słoika z koktajlem słyszę „Mamo, to jest pyszne!”. Zanim w ogóle mała spróbuje, to decyzja już jest podjęta. Poza tym pyszne jest teraz wszystko, jak leci. Powinnam się cieszyć i cieszę się, naprawdę. Ale fajnie byłoby częściej słyszeć „Mamo, to jest pyszne!” w odpowiednim momencie, to jest dopiero po spróbowaniu potrawy 🙂
A muszę powiedzieć, że ewoluowałam z moimi koktajlami. Chciałam, żeby były jeszcze bardziej sycące, bo dzieciaki wracały wygłodniałe z przedszkola po takim podwieczorku. Akurat trafiła mi w moje ręce książka do przeczytania, bardzo fajna zresztą, Super ziarna. To ona zainspirowała mnie do pewnych modyfikacji. A mianowicie dokładam od teraz zawsze albo kilka łyżek ugotowanej komosy ryżowej albo łuskane ziarna konopi, a nawet ugotowaną kaszę jaglaną. Siemię lniane dodawałam zawsze, naprzemiennie z awokado czy olejem lnianym, więc pod tym kątem modyfikacji nie musiałam robić. Mam zamiar jeszcze przetestować amarantus i nasiona chia. Jak czyta się w książce o dobrodziejstwie zawartym w tych nasionach, to naprawdę nie ma innej opcji niż zacząć je wykorzystywać. No to wykorzystuję. Zatem skład moich koktajli, będących już „pełną gębą” posiłkami, wygląda mniej więcej tak:
- jakieś super ziarno (komosa, ziarno konopi),
- jakiś tłuszcz (awokado, siemię lub olej lniany)
- woda (nieraz z dodatkiem mleka kokosowego)
- banany
- świeże daktyle lub miód (jeśli trzeba dosłodzić)
- owoce „główne”, nadające smak koktajlom, np. truskawki
- zielenina – obowiązkowo! (jarmuż, sałaty, natka pietruszki, mizuna itp.)
- szczypta soli, nieraz cynamon, spirulina czy młody jęczmień, kilka listków mięty albo melisy, świeży burak (wszystko zależy od pozostałych składników i od czasu jaki mam na ukręcenie koktajlu).
No i tyle. Albo aż tyle, bo taki posiłek to prawdziwa bomba witaminowa, a teraz jeszcze wzbogacona o super ziarna 🙂