Na samym końcu książki „Przetwory z pomysłem. 100 prostych przepisów na klasykę i ekstrawagancję w spiżarni” jest pewien krótki, ale bardzo wyjątkowy rozdział „Rok w spiżarni”. Wydawałoby się, że sezon przetwórstwa owocowo – warzywnego rozpoczyna się na przełomie maja i czerwca i kończy we wrześniu, ale … nie.
Styczeń – to najlepszy czas na wykorzystanie cytrusów, bo potem będą już tylko drożeć. Zatem jak chcesz jeszcze zrobić marmoladę pomarańczową, to jest to ostatni moment.
Luty – to chyba jedyny miesiąc, w którym można odsapnąć. Albo może zakasać rękawy, wysprzątać spiżarkę i przygotować ją na następny sezon? W takim razie luty będzie bez odsapywania 🙂
Marzec – pierwsze nowalijki … z głową, ostrożnie, ale można zacząć obżarstwo świeżynką.
Kwiecień – początki szparagów … mniam. Pamiętam moją roczną Matyldę, która uwielbiała zielone szparagi. Wymachiwała nimi jak różdżką i wsadzała ogromne kęsy do buzi. Do tej pory jej opowiadam jak się nimi zajadała, bo coś jej to z wiekiem minęło, niestety.
Maj – kojarzy mi się z pokrzywą, mniszkiem, kwiatami czarnego bzu … oj w maju już się dzieje.
Czerwiec – to miesiąc truskawek, czereśni, rabarbaru, poziomek… Poziomki dzieciaki wyjadają z krzaczków, nie dają im szans na nic innego. Za to truskawek przerabiamy ogrom, w tym olbrzymie ilości mrozimy, żebyśmy mieli na zimowe koktajle. A poza tym przecież trzeba mieć z czym zjeść naleśniki 🙂 No i czereśnie … moje ulubione owoce. Choć od zeszłego roku mam na nie trochę długie zęby, bo w zeszłym roku u moich rodziców obrodziło drzewko, więc dostawałam dosłownie wiadra czereśni. Najpierw jedliśmy je bez opamiętania, ale potem wpadłam na pomysł zrobienia powideł czereśniowych. I wtedy wyszło na jaw, że niemal każda jest robaczywa. Że też nie przyszło mi do głowy sprawdzić tego wcześniej … Aż mną wstrząsa na samą myśl o tym, ile białka przyswoiłam z tych czereśni 🙂
Lipiec i sierpień – najgorętszy czas … cukinie, ogórki, pomidory, jagody, borówki, maliny, fasola, jarmuże i inne zieleniny, zioła … Te miesiące to moje najbardziej męczące miesiące w roku. Niemal nie wychodzę z kuchni. Ciągle coś przerabiam, ciągle coś wekuję. I zawsze obiecuję sobie, że już koniec na ten rok, że już nic więcej nie robię.
I przychodzi wrzesień 🙂 – a we wrześniu rządzą węgierki. No i znowu gotuję i wekuję ile tylko dam radę. Zaczyna się też akcja na gruszki i jabłka.
W październiku sezon na gruszki i jabłka trwa w najlepsze, ale to też czas na dynie. Pamiętam jak któregoś roku zebraliśmy 8 pełnych taczek dyń. Mieliśmy i muskaty prowansalskie i hokkaido i piżmowe i te nasze olbrzymie, najzwyklejsze. Rozdawałam je na prawo i lewo, a i tak mam wrażenie, że zupa dyniowa była tamtej zimy na okrągło 🙂
Listopad – to dalej miesiąc dyń, ale i orzechów, włoskich i laskowych. To dobry moment na przygotowanie większej ilości domowej granoli.
No i grudzień – wtedy cytrusy są najlepsze. Można z nimi zacząć już działać. To też dobry czas na zakwas buraczany.
A poniżej zdjęcie spisu treści książki „Przetwory z pomysłem. 100 prostych przepisów na klasykę i ekstrawagancję w spiżarni”, bo przepisy w niej są naprawdę ciekawe i pysznie wyglądające, a te wypróbowane również pysznie smakujące 🙂