Zawsze w weekend dzieciaki krzyczą, że chcą na śniadanie racuszki. Do tej pory robiłam te najprostsze, dwuskładnikowe (proporcje: 2 jajka i 1 banan). Niby takie proste, ale jakie pyszne … warto je też posypać gorzką czekoladą, wtedy są jeszcze lepsze. Ostatnio jednak coś zaczęli grymasić. Po prostu im się przejadły, a ponieważ jechali na wycieczkę, to znalazł się powód do przygotowania jakiejś nowszej ich wersji. Po przewertowaniu Internetu wymyśliłam coś takiego:
- 5 jajek,
- szklanka płatków owsianych,
- 3 banany,
- 1 duże jabłko starte na grubych oczkach,
- 2 garści rodzynków,
- olej kokosowy do smażenia,
- szczypta soli himalajskiej,
- cynamon (według uznania, ale nie mniej niż łyżeczkę),
- 1 łyżka melasy, np. buraczanej lub cukru kokosowego lub innego słodziwa,
Wszystkie składniki oprócz oleju, który jest do smażenia, rodzynków i jabłka blenduję na dość gładką masę. Nie przykładam się zbytnio. Jak zostanie jakaś grudka, to po prostu zostanie 🙂 Następnie dodaję starte jabłko i rodzynki, mieszam i wylewam po łyżce na rozgrzany na patelni olej. Smażę na złoto z obu stron.
Na ciepło racuszki są pyszne, w sam raz na śniadanie. Na kolację też będą dobre, ale ja najbardziej je lubię po wystudzeniu. Są cudowne i idealnie nadają się do zapakowania, np. na taką wycieczkę. Sycące, pożywne, będące też trochę takim oszustwem batoników, wafelków i bułek słodkich nagminnie pakowanych do plecaczków. Inaczej rzecz ujmując – zdrowa alternatywa, i to nie tylko dla dzieci, bo my, dorośli, też je uwielbiamy. I mimo że wyglądem może nie powalają, to smakiem zdecydowanie nadrabiają 🙂
Smacznego!