Czy ja już kiedyś pisałam, że pewnego sezonu przerobiliśmy w naszej kuchni 80 kilogramów pomidorów na przecier? Pewnie w obawie o to, co by ktoś mógł pomyśleć o stanie mojego zdrowia psychicznego, tego nie pisałam, ale co tam … 🙂
Jednak w zeszłym roku mieliśmy kryzys (pewnie dlatego, że mieliśmy oblężenie węgierek) i zrobiliśmy jego znikomą ilość. Musieliśmy zimą posiłkować się eko przecierami. Prawda jest jednak taka sama jak i z octami jabłkowymi … żeby nie wiadomo jakie były bio i eko, to nigdy nie dorównają tym domowym, robionym z parchatych jabłek i pomidorów „pędzonych” na gnojówce. Także w tym roku z powrotem zakasaliśmy rękawy i wzięliśmy się do roboty. Dodatkowo zdopingowała mnie książka „Przetwory z pomysłem. 100 prostych przepisów na klasykę i ekstrawagancję w spiżarni” – naprawdę wyjątkowa, traktująca przetwory zarazem tradycyjnie, jak i nowatorsko, ze świeżym spojrzeniem.
Przecier pomidorowy można zrobić naprawdę na kilka sposobów. Pamiętam, jak któregoś roku blendowałam w thermomixie całe pomidory, ze skórką i nasionkami, jedynie bez szypułek. Potem je jedynie trochę odparowywałam. Przecier wychodził rzadki, ale składał się z całego pomidorowego dobra. Pamiętam też, że któregoś roku sparzałam pomidory, zdejmowałam skórę, wydrążałam środki i dopiero wtedy wstawiałam na gaz. Wydrążone środki też gotowałam i robiłam z nich „wodę pomidorową”, którą często dodawałam do różnych zup, żeby wzbogacić smak. Jednak od jakiegoś czasu najbardziej lubię tą najdłuższą, najbardziej tradycyjną metodę. Można by powiedzieć, że wracam do korzeni. Gotuję pomidory ze skórą i pestkami, jedynie wykrawam szypułki, a potem przecedzam je przez sito. Po odpowiednim zredukowaniu wychodzi naprawdę gęsty sos pomidorowy.
Do tej pory, niezależnie od sposobu przetworzenia, robiłam je jednak „gołe”, z odrobiną soli i cukru. Tym razem jednak w „Przetworach z pomysłem. 100 prostych przepisów na klasykę i ekstrawagancję w spiżarni” znalazłam kilka dodatków, które bardzo podkręcają smak. Robi się prawdziwa passata, dlatego od teraz będę moje przeciery robić właśnie tak 🙂
A zatem składniki według przepisu z książki:
– 5 kg pomidorów,
– 1 łyżka soli,
– 1 łyżka cukru,
– 2 łyżki oliwy z oliwek (ja jej nie dodałam),
– 5-6 ząbków czosnku,
– po 2 łyżki suszonych bazylii i oregano (może to też być pietruszka, tymianek, czy jakieś inne suszone zioło. Autorka sugeruje jednak, żeby nie było ich jednak więcej niż dwa rodzaje).
Pomidory pokroiłam na ćwiartki i wykroiłam szypułki, wrzuciłam do gara razem z czosnkiem i podlałam odrobiną wody. Gotowałam na małym ogniu przez …. ciężko powiedzieć. Gotuję je z reguły jednego dnia trochę i drugiego dnia trochę. Po prostu zredukowałam zawartość garnka o 1/3. Następnie przecedziłam przez sito, dociskając dokładnie, żeby zostawić dosłownie same skóry i nasionka. Z powrotem wstawiłam na gaz, dodałam zioła, sól i cukier i gotowałam około 15 minut. Gorące, zredukowane pomidory przekładałam do słoików, lekko zakręcałam wieczka i pasteryzowałam około 20 minut (porada również z tej książki! Do tej pory dokręcałam słoiki przed pasteryzacją i jeszcze raz dokręcałam po pasteryzacji. Teraz wiem, że należy zostawić miejsce na „uciekające powietrze” ze słoika i tylko lekko dokręcić przed pasteryzacją). Następnie dokręcałam wieczka i odstawiałam do góry dnem do całkowitego ostygnięcia. Smacznego 🙂