„Noni. Polinezyjski sekret zdrowia” Renaty Zarzyckiej to krótka, ale bardzo treściwa książka o roślinie, która wydaje się być absolutnie cudowna. Wydaje się być remedium na wszystko, jeśli tylko zastosujemy odpowiednią dawkę, w odpowiedniej jakości i, nie ukrywajmy, w odpowiednim momencie. Cuda cudami, ale są i granice cudów.
Sok z noni, liofilizowanego, stosowałam parę lat temu. Piła go przede wszystkim Lida, ale trochę popijaliśmy i my, bardziej od przypadku do przypadku. Decyzję podjęłam wtedy właśnie po rozmowie z autorką tej książki. Teraz jednak wiem, po lekturze, że wszystko trwało za krótko, a dawki były zbyt małe. Cena okazała się wtedy zaporowa. Szukając teraz liofilizowanego noni widzę, że można go już nabyć za przyzwoitą cenę. Znowu się zachłysnęłam noni.
Noni, jako roślina, z opisu autorki, wydaje się być chwastem, który porasta wszystko i wszędzie. Owocuje non stop, co dwa tygodnie można robić zbiór. To 24 razy do roku. Brzmi naprawdę absurdalnie 🙂
Noni, jak każda z superfoods, jest bogata w witaminy, minerały, ale nawet z tej grupy wyróżnia ją kilka substancji biologicznie czynnych, w które obfituje. Zbadano do tej pory około 100 i wiadomo już, że to nie koniec. Wiadomo też, że składniki te działają w noni synergistycznie, a ich oddziaływanie jest dzięki temu o wiele silniejsze niż przy wyizolowanych substancjach w tych dawkach.
Najciekawsze wydają się być dla mnie przede wszystkim:
Damnacanthal jako regulator systemu kontroli podziałów komórkowych. „Jeśli przestaje on sprawnie funkcjonować w organizmie, pozwala na niekontrolowane mnożenie się komórek i powstawanie cyst (torbieli), mięśniaków, endometrium, różnych narośli, brodawek, tłuszczaków, guzów, itp. … Wyniki badań wskazują na to, iż dzięki działaniu damnacanthal root zawartego w noni, prekancerogenne komórki, tzn. komórki, które zaczynają się przemieniać w komórki rakowe, pobudzane są przez biochemiczną interakcję damnacanthal na poziomie genów w swoim wnętrzu i są sprowokowane do zwolnienia tempa rozmnażania się przez podział. Dzięki temu mają szansę na powrót do normalnego procesu przemiany materii i uniknięcia zwyrodnień oraz zmian genetycznych.” Z mojego punktu widzenia i mojej choroby (wielotorbielowatość nerek) to informacja bardzo interesująca. Godna wypróbowania. Każde spowolnienie i jakakolwiek poprawa jest dla mnie bezcenna. Bezcenna jest już też nadzieja na jakiekolwiek działanie.
Skopoletyna zawarta w noni wspomaga pracę szyszynki. Zwiększa poziom serotoniny i melatoniny w organizmie, co z kolei ma dla mnie ogromne znaczenie dla Lidy, u której, z racji zespołu, rytm snu i sam proces produkcji serotoniny i melatoniny jest zaburzony, co świetnie opisuje na swoim blogu Jarek. Skopoletyna jest jednak bardziej wszechstronna niżby się wydawało. Reguluje ciśnienie krwi, działa przeciwalergicznie, przeciwastmatycznie, łagodzi stany zapalne, opuchliznę i reumatyzm. „Dostępna literatura medyczna opisuje liczne przypadki leczenia skopoletyną” artrozy, artretyzmu i zapalenia kaletki maziowej.
Jest też jeszcze, a może przede wszystkim, prokseronina, będąca prekursorem kseroniny, o której można naprawdę dużo napisać, a i tak byłoby za mało. Dlatego odsyłam do źródła 🙂
Gorąco polecam książkę jak i samo noni 🙂