Maj to czas, kiedy zawsze, z największą chęcią, mam ochotę zakasać rękawy, pobiec na łąkę i bez opamiętania zbierać pokrzywy i mniszka. W tym roku nie było inaczej. Umówiłyśmy się z ciocią, że pójdziemy razem w pierwszy słoneczny dzień, których w tym roku było tyle, że na palcach jednej ręki można by policzyć. W końcu jednak trafiło się nam. Wzięłyśmy torby, rękawice i wyruszyłyśmy na rzekę. Po drodze zbierałyśmy kwiaty mniszka, a nad rzeką okazało się, że jest tam nasze Eldorado pokrzywowe, także pokrzyw uzbierałyśmy pokaźny wór 🙂
Z pokrzyw postanowiłyśmy w tym roku wycisnąć sok, żeby zachować jak najwięcej jej wartości. I tak też zrobiłyśmy. Najpierw rozłożyłyśmy ją w kartonowych pudłach i dałyśmy „szansę” robakom, żeby zdążyły uciec, a następnie przetrząsnęłyśmy i w końcu sparzyłyśmy ją. Następnie wyciskałyśmy z niej sok za pomocą sokowirówki i przelewałyśmy do woreczków do lodu. A te do zamrażarki i już, po pracy. Mamy naprawdę całkiem spory zapas cudownych kosteczek do wykorzystania przez zimę lub do przeprowadzenia kuracji oczyszczająco – wspomagającej organizm, o której można poczytać teraz na stronach poświęconych ziołom (2 tygodnie po 1 kosteczce dziennie dodawanej do soku, wody z cytryną czy samej wody, przerwa i ewentualna powtórka), bo pokrzywa to może i wszędobylski chwast, ale za to jaki chwast! Można przeczytać, że to istna skarbnica witamin, minerałów, która oczyszcza krew, obniża ciśnienie i poziom cukru we krwi, usprawnia metabolizm, uodparnia, jest bardzo polecana przy anemii i wypadaniu włosów spowodowanych niedoborami. I jeszcze wiele, wiele innych … generalnie samo zdrowie.
Samo zdrowie to również mniszek lekarski. W Internecie i książkach zielarskich znaleźć szereg przepisów na syrop z mniszka, który kiedyś też sama robiłam, ale … większość przepisów każe nam ten syrop gotować i redukować, redukować i gotować. A na koniec spasteryzować. Za dużo tej dobroci to już nie zostanie w tym syropie. Zaczęłam więc wertować Internet w poszukiwaniu przepisu idealnego. Nie znalazłam go, bo albo się właśnie długo gotowało, albo dodawało alkoholu (co u mnie odpada, bo syrop z mniszka jest przede wszystkim robiony dla dzieci) albo się robiło gliceryt, co przerasta już moje chęci albo się trzymało w lodówce, ale tylko kilka tygodni (a przecież mnie chodzi o sezon jesienno – zimowy), dlatego postanowiłam połączyć kilka przepisów w jeden, ten najbardziej zbliżony do ideału.
Około 500 sztuk samych kwiatów, którym trzeba dać również trochę czasu w pudle kartonowym, żeby uciekło z nich to wszystko, co ma uciec, przelałam wodą na sitku i wrzuciłam do słoja. Zalałam je przestudzoną wodą z cukrem trzcinowym (na pół litra wody ok. 250 – 300 g cukru). Całość wymieszałam i trochę ugniotłam i zostawiłam na 48 godzin pod przykryciem. W międzyczasie kilka razy jeszcze mieszałam i ugniatałam. Po dwóch dniach przecedziłam całość przez sitko, dodałam sok z 2 cytryn, 5 goździków, laskę cynamonu i doprowadziłam do wrzenia. Nie gotowałam, tylko od razu przelewałam do wyparzonych słoiczków i odwracałam je do góry dnem, żeby się pozasysały. Do każdego słoiczka podokładałam po 1 goździku, zaś cynamon wyrzuciłam. Smak jest super, i mam też nadzieję, że całkiem sporo zachowało się jego właściwości zdrowotnych, których jest niemało, bo mniszek jest nie tylko na kaszel 🙂 Tak jak pokrzywa, to skarbnica witamin i minerałów, która wzmacnia odporność, oczyszcza organizm, działa moczopędnie i nie tylko … no a przede wszystkim syrop z mniszka jest polecany we wszelkich nieżytach górnych dróg oddechowych, czyli … samo zdrowie 🙂