Nie jadaliśmy zbyt często ryb. Z wiadomych względów … bo zanieczyszczenia, bo hodowlane, bo pasze, bo szczepienia, bo odpady, bo toksyny, bo metale ciężkie, bo Fukushima, bo … Bo więcej było „bo” niż „za” dla mnie do chwili obecnej. Choć uwielbiam łososia. Pod każdą postacią – wędzony na zimno, na gorąco, pieczony, smażony i w sushi. Jeśli chodzi o łososia, to muszę się bardzo powstrzymywać, żeby nie kupować go za każdym razem jak go widzę. Kiedyś znalazłam info, że tego hodowlanego powinno się jeść nie częściej niż 2 razy do roku! Już nie pamiętam źródła tej informacji, ale skutecznie mnie przeraziła. Z resztą ryb nie mam takiego problemu. Od czasu do czasu kupuję, jemy i nie tęsknimy do następnego razu, ale łosoś … Ten to nie ma w sobie równych.
W pewnym momencie w sklepach pojawił się dziki łosoś. Pomyślałam, że jeśli chodzi o niego, to będziemy go jedli częściej. Pal licho zanieczyszczenia, trzeba coś z życia mieć. Jednak mięso jest chude, suche i dla mnie mało apetyczne. To już nie jest ten łosoś, o który mi chodziło.
I ostatnio … znalazłam łososia jurajskiego (http://jurassicsalmon.pl/). Teoretycznie, jak czytam o całym procesie hodowli, brzmi cudownie, a smak jest równie wyborny. Z pewnością znajdą się ludzie, którzy skrytykują mnie z moim łososiem jurajskim. Że to nadal hodowlany, że nie wyśmigany, że pasze, że … Może tak być. Ale z pewnością jest to zdrowa alternatywa do tego zwykłego hodowlanego. I rozpusta smakowa w porównaniu do tego dzikiego, a wydaje się także propozycją pełną zdrowia, bo choćby te wody geotermalne bez zanieczyszczeń … , a nie tylko. Polecam poczytać i wyrobić sobie własne zdanie 🙂
Kiedyś, dawno temu, znalazłam w sieci świetny przepis na obłędnie pysznego pieczonego łososia w warzywach. To według tego przepisu zrobiłam ostatnio tego jurajskiego i wyszedł przepyszny. Zdał test pod każdym względem. Szukałam oryginalnego przepisu, żeby go tu zamieścić i zobaczyć czy pamięć mnie nie zawiodła, jeśli chodzi o składniki i proporcje, ale nie mogłam go nigdzie znaleźć. Nie wiem też komu składać pokłony za cudowne i proste połączenie smaków.
Zatem składniki, których ostatnio użyłam, w moich proporcjach:
- ok 800 – 900 g fileta łososia jurajskiego, obranego ze skóry, umytego i osuszonego,
- 3-4 marchewki, dość duże, starte na tarce o grubych oczkach,
- 2 papryki czerwone, pokrojone w małą kostkę, słupki, czy jak komu wygodnie,
- 2 białe części pora, pokrojone w pół – talarki,
- 3 łyżki sosu sojowego (u mnie bezglutenowy i bez „e-dodatków”),
- 6 łyżek oliwy,
- sól do smaku.
Łososia płuczę, osuszam ręcznikiem papierowym i układam w naczyniu żaroodpornym. Posypuję niewielką ilością soli. Warzywa mieszam w misce i wysypuję na rybę. Polewam wymieszaną oliwą z sosem sojowym, przykrywam drugim naczyniem i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na około 30 minut. Po tym czasie sprawdzam czy już jest gotowy (jeśli mięso jest różowe i „nieprzeźroczyste” w środku, to jest ok, jeśli nie, to już odkrytego piekę dalej, do skutku 🙂 ).
Polecam, bo pracy z nim tyle co nic, a smak wyborny. Nie potrzeba też żadnych przypraw, wystarczą warzywa, oliwa i sos sojowy. Smacznego 🙂