Już czas. Akcja – odpieluchowywanie

Nadszedł ten czas, że mentalnie dojrzałam do przeprowadzenia akcji odpieluchowywania dziewczynek. Matylda poszła na pierwszy ogień, mimo że jest 2 lata młodsza od Lidy. Zaliczyłyśmy już siusianie na kanapę, na podłogę, ale i pierwsze zawołanie na nocnik 🙂 Liczę na to, że Matylda będzie motywowała Lidę, bo z tego co wyczytałam na Fb, z doświadczeń innych mam, odpieluchowanie zespolaka to nie taka łatwa sprawa. Zresztą, nie było co wyczytywać, sama kilka razy próbowałam Lidkę odpieluchować, ale zawsze się poddawałam. Głównie z powodu jej przejściowych, ale stale powtarzających się stanów zapalnych jelit, kiedy to takie rzeczy jak sikanie w pieluchę przestają mieć znaczenie.

Zaś akcja „pielucha” u Matylki, z kolei, przypomniała mi o metodzie babci Krysi, którą zastosowała (niestety, ale z powodzeniem!) u Alka. Jestem pewna, że na dziewczynach również to przetestuje, i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby u którejś przyniosło taki sam efekt jak u niego. Co tam książki o wychowywaniu dzieci i zawarte w nich propozycje rozwiązań różnych problemów, babcia Krysia i tak wie swoje. Deprymujące jest to, że bezstresowe, bez przysłowiowego kija i marchewki, metody wychowania często nie działają, a metody babci Krysi, a i owszem.

No więc, pamiętam, że Alek bardzo szybko załapał, o co chodzi z tym sikaniem, a raczej nie sikaniem w majtki. Dosłownie kilka wpadek i miałam dziecko odpieluchowane na dzień. Pieluszka była zakładana tylko na noc. Problemem okazało się za to załatwianie na nocnik „grubszej sprawy”. Żadne zachęty, prośby i przekonywania nie pomagały. Alek dostosował swoje potrzeby fizjologiczne do panujących warunków i załatwiał to, co miał do załatwienia z rana, do pieluchy. Trwało to kilka dni, kiedy to babcia Krysia postanowiła wkroczyć do akcji ze swoimi metodami wychowawczymi. Po, dosłownie, kilku akcjach Aleksy był wolny od swoich nocnikowych ograniczeń 🙂 A co zrobiła babcia? Za każdą kupę na nocnik płaciła Alkowi 20 zł. To się nazywa motywacja!

A żeby wyjść trochę z tego „brudnego” tematu, to dzisiaj, żeby się nie narobić zbytnio, na kolację, według przepisu mojej przyjaciółki Oli, zrobiłam placuszki z cukinii z mąką z cieciorki.

 

Oto składniki dla 2-3 osób (czyli o połowę mniej niż ja robiłam):

  • 1 duża starta na tych małych (ale nie najmniejszych) oczkach cukinia (ja tarłam ze skórką) – ok. 600 g.,
  • porządna szczypta soli himalajskiej,
  • sól czarna kala namak – do smaku,
  • 1 szklanka mąki z ciecierzycy,
  • 10 łyżek mleka kokosowego (ja użyłam Aroy-D w kartonie),
  • przyprawy: po pół łyżeczki lub więcej do smaku – papryki słodkiej wędzonej, kozieradki mielonej, kminku, i szczypta pieprzu – do smaku
  • masło klarowane.

Startą cukinię oprószyłam solą himalajską i zostawiłam na sitku na 10 – 15 minut, żeby puściła wodę. Odsączoną już cukinię wymieszałam z mąką z ciecierzycy, doprawiłam solą kala namak i resztą przypraw i smażyłam w formie niedużych placuszków na maśle klarowanym.

A do tego świetnie sprawdziła się sałatka z sałaty rzymskiej, pomidora, ogórka, szczypiorku z serem kozim (feta) z sosem z oliwy, miodu i cytryny.

Smacznego 🙂

Leave a Reply