„Filozofia smaku” Anny Ciesielskiej była dla mnie ciężkim doświadczeniem, które zakończyło się bardzo pozytywnie. Warto się nieraz przełamać, bo nie wiadomo, czy tam gdzie nam pod górkę, nie nadejdą korzyści 🙂 A było mi z tą książką pod górkę z paru powodów. Nie lubię tego autorytarnego tonu, w jakim jest napisana i nie kupuję wszystkich prawd w niej zawartych. Może to wynika z faktu, że niezbyt czuję „Kuchnię Pięciu Przemian”, a tu mamy do czynienia z jej wersją „hardkorową”. Jestem jednak „połykaczką” książek wszelkiej maści, i nawet jeśli nie do końca zgadzam się z teoriami zawartymi w nich, to uważam, że warto je przeczytać, by wyciągnąć z nich dla siebie, co tylko się da. I tak też się stało. W trakcie czytania okazało się, że ta radykalna autorka ma całkiem sporo cennych porad dla mnie. A jakich? No to kilka poniżej, tak tylko, na rozgrzewkę (niby takie oczywiste, a jednak całkiem sporo błędów popełniałam w kuchni):
– „wołowina jest dobra, jeśli przez kilka dni dojrzewa na talerzu, nie myta w lodówce. Czasami mamy ścisk i trzeba użyć świeżej, wówczas moczymy ją przez 5-6 godzin w zimniej wodzie i też powinna być krucha,
– nie zaprawiamy mięsa mieszanką przypraw z oliwą, ponieważ zamknie ona pory mięsa, a wówczas nie przejdzie ono aromatem i smakiem przypraw,
– bakłażany wchłoną tyle tłuszczu, ile im się wleje na patelnię do smażenia,
– nie bójcie się soli, choć nie ma dobrego PR – lekarze twierdzą, że jest przyczyną nadciśnienia, otyłości i wielu innych dolegliwości. Jest w tym wiele przesady, a sól jest nam niezbędna. Nasze ciało jej nie wytwarza, a bez niej komórki nie są w stanie funkcjonować. Picie tak modnej ostatnio wody w dużych ilościach może doprowadzić do niedoboru sodu, a to z kolei jest niebezpieczne dla życia i dla zdrowia. A więc soli się nie boimy, stosujemy ją w układzie zrównoważonym, solimy zupki również niemowlętom. …
– tylko żółta kapusta kwaszona – wtedy wiemy, że jest ukiszona, a nie zalana octem.”
W książce jest też ogrom przepisów. Na zupy, gulasze, sałatki, ciasta, napoje, generalnie na wszystko. Duża ich część naprawdę przypadła mi do gustu i mam zamiar korzystać z nich albo dosłownie albo jako inspiracji w kuchni.
No i po lekturze właśnie tej książki, namiętnie popijam sobie teraz imbirówkę. Trochę inaczej robioną niż w przepisie zamieszczonym w niej, ale jednak. A mianowicie kawałek obranego korzenia imbiru kroję na cienkie plasterki (powiedzmy 3-4) i zalewam wrzątkiem w dużej szklance. Gdy napój lekko się przestudzi, słodzę łyżeczką dobrej jakości miodu. Uwielbiam ten piekąco – słodki smak 🙂
A poniżej spis treści książki „Filozofia smaku”:
Marta | marta@blog.zdrowepodejscie.pl