Konkurs rozstrzygnięty! Pani Aleksandra przesłała zdjęcie z pysznie wyglądającym „tiramisu” w wersji bezglutenowej i bezmlecznej. Był moim faworytem od samego początku, m.in. dlatego, że jest bez tych składników.
Oto przepis na 1 dużą porcję:
MASA:
- niecałe 2 szklanki ugotowanej kaszy jaglanej,
- łyżka stewii (ja dodałam melasy buraczanej),
- 2/3 szklanki mleka roślinnego – ryżowego, migdałowego, ewentualnie wody (ja dałam mleko migdałowe),
- aromat waniliowy – 3 kropelki – ja dałam ekstrakt z wanilii,
BISZKOPT:
- 2 białka,
- 3 łyżki płatków owsianych lub mąki owsianej,
- aromat rumowy (ja nie dodałam),
- mocno zaparzona kawa inka (ja wykorzystałam cykorię).
WYKONANIE:
Białka ubijamy na sztywno, dodajemy zmielone płatki lub mąkę owsianą. Masę nakładamy płasko do foremek na muffinki i pieczemy 10 minut w piekarniku w 180 stopniach (można upiec na beztłuszczowej patelni, a potem pokroić w małe biszkopciki) – ja robiłam w foremkach do muffinek, a potem rozkrawałam je. Do kawy dodajemy aromat rumowy i maczamy w nim biszkopty (mają całe nasiąknąć).
Kaszę miksujemy z mlekiem (wodą), słodziwem, aromatem waniliowym. Masa ma być konsystencji budyniu. Jeśli wyjdzie za rzadka, to można chwilę pogotować na rondlu, ciągle mieszając.
Na koniec układamy warstwy: biszkopt, posypać kakao, krem, posypać kakao, itd.
PO ZROBIENIU I ZJEDZENIU mogę napisać, że:
Smak i tekstura deseru są naprawdę fajne. Wygląda też świetnie. Wiadomo, że jeśli ktoś oczekiwałby smaku prawdziwego tiramisu, to może się rozczarować, ale i my nie oczekiwaliśmy smaku mleka i pszennych biszkoptów 🙂
Krem ogromnie mi smakował. Ważne, żeby był naprawdę dobrze zblendowany i żeby nie było w nim grudek. Aksamitny, słodkawy, waniliowo – migdałowy. Mniam. Ze swojej strony, jako modyfikację biszkoptu, zaproponowałabym coś w wersji bananowca, który jest pulchny, bardzo prosty do zrobienia, można go naprawdę dowolnie modyfikować i moim zdaniem bez problemu wkomponuje się w przepis, lub mojej, nawet uproszczonej, wersji muffinek. Warto popróbować i wnieść własny wkład w przepis. Wtedy, zamiast odtwórców będziemy współtwórcami 🙂 Poza tym możemy połączyć kilka ulubionych przepisów i zrobić jeden, ten idealny dla naszych kubków smakowych 🙂
Dziękuję bardzo za przepis, a teraz czekam na opinię dzieciaków, bo jeszcze go nie jadły. Na pewno dołożę go do repertuaru swoich podwieczorków, bo naprawdę warto. Jeśli nie dzieciowych, to w wersji z amaretto trafi do podwieczorków dla dorosłych 🙂