Ostatnio nabyłam aż trzy nowe kosmetyki, w tym jedną pastę do zębów, ale też się liczy, bo to nie lada wyczyn jak na mnie 🙂 Mam swoje ulubione rzeczy (do policzenia na palcach jednej ręki) i jakoś tak mi z nimi dobrze. Mam problem z testowaniem nowych, ale ostatnio mi się to przydarzyło, więc trąbię na lewo i prawo 🙂
Najpierw zabrakło mojej ulubionej pasty do zębów, gdy nie używam mieszanki sody i wody utlenionej, czyli tej z aktywnym węglem. Z „braku laku” wzięłam więc taką z olejem kokosowym i chyba zmienię swojego faworyta, choć muszę przyznać, że smak ma specyficzny. A jednak, kto już choć raz dokonał mycia zębów mieszanką sody i wody utlenionej, nie będzie narzekał 🙂 Rzeczywiście mam wrażenie, że zęby są lepiej wyczyszczone i jakby gładsze. Co do kamienia, to powiedzmy sobie szczerze, nie znam lepszego specyfiku niż w/w mieszanka.
No to idąc za ciosem i patrząc w lustro, uznałam że może już najwyższy czas na moje pierwsze w życiu serum (choć pewnie i tak zdecydowanie już na to za późno:) ). A zatem nabyłam serum hialuronowe z mleczkiem pszczelim. Urzekł mnie dodatek mleczka pszczelego, no i ten kwas hialuronowy, oczywiście 🙂 Nakładam je pod krem i trzeba przyznać, skóra wydaje się naprawdę jakby bardziej wygładzona. I mam wrażenie większej elastyczności. Nie mam pojęcia za to, czy ktoś inny widzi różnicę, nie pytałam. Czuję jednak, że spełniłam swój obywatelski obowiązek względem mojej twarzy 🙂
No i mój trzeci nabytek 🙂 Postanowiłam kupić sobie odżywkę do rzęs. A to wszystko dlatego, że ostatnio przypatrzyłam się moim dziewczynkom i uznałam, że moje rzęsy, nawet po umalowaniu ich tuszem pogrubiającym i wydłużającym, wyglądają mizernie i miernie w porównaniu do ich wachlarzyków nad oczami. No to się smaruję tym serum do rzęs, jak to ja, dość nieregularnie, ale coś się poprawia. A zatem polecam 🙂
Z wielką chęcią bym spróbowała, uwielbiam dbać o siebie w ten sposób.