Ludzie mają różne zainteresowania i upodobania. Niesamowite jest to, że znajdujemy swoją drugą połówkę, która pod pewnymi względami jest do nas tak podobna. Z moim mężem mamy podobne „fundamentalne” dla naszego związku zainteresowania, na przykład oboje lubimy krzątać się po kuchni, przy przetworach zawsze mogę liczyć na dodatkową pomocną parę rąk. Lubimy tańczyć i wyjść od czasu do czasu „do miasta” się zabawić, ale siedzenie w domu nie wieje dla nas nudą w żadnym wypadku. Jest też jedna wspólna rzecz, która budzi u innych zdziwienie i lekkie przymrużenie oka. A mianowicie dobraliśmy się też pod kątem noszenia czapek 🙂 Gdy tylko powieje chłodniejszy wiatr jesienny, my jako pierwsi zakładamy czapki. I nosimy je do późnej wiosny. Nikt inny już z reguły ich nie nosi, tylko my. Przy próbie wcześniejszego odstawienia czapek zaraz nas zawiewa. I właśnie w związku z noszeniem przez niemal pół roku czapki, mój współmałżonek w okresie jesienno – zimowo – wiosennym ma zawsze problem ze skórą głowy, która jest wtedy w niektórych miejscach zaczerwieniona i potężnie się łuszczy. Dermatolog, którego kiedyś odwiedził, był w stanie zaproponować tylko jakiś szampon na łupież, który nie dość że mu nie pomógł, to jeszcze pogorszył sprawę. I wtedy też naprowadził nas na fałszywy trop, bo gdy szampony nie pomagały, to spróbowaliśmy po prostu ze zwykłym, ale jakże niezwykłym, octem jabłkowym. Czy mogłoby być coś lepszego niż ocet jabłkowy w takich przypadkach? No niestety, okazało się, że to nie ten przypadek, a diagnoza dermatologa była błędna. Ocet również nie pomógł. Poprawę dopiero przyniósł olej kokosowy, którym trzeba niemal codziennie smarować głowę. Duże nadzieje pokładamy też w zestawie szamponu i odżywki Dr. Dudy. Pierwsze kilka użyć dało naprawdę obiecujące efekty. Wpadłam też jeszcze na pomysł, jako ostatecznej broni przeciwko jego problemom, na zastosowanie również srebra koloidalnego. Tak zmasowany atak powinien przynieść rezultaty. A tymczasem wiosna coraz bliżej i coraz bliżej nam do zdjęcia czapek 🙂