Bardzo lubię kiedy coś ładnie pachnie, wygląda, smakuje lub brzmi, chyba jak każdy z nas. Kilka lat temu miałam przyjemność podczas swojej podróży poślubnej znaleźć się w miejscu, w którym większość moich zmysłów została dosłownie zaatakowana. Niesamowitymi dźwiękami spadającej wody w wodospadach, pięknym zapachem roślin, bogactwem kolorów, a dodam, że wtedy padał deszcz (jak to zwykle bywa na Islandii). Jakże cudownie musiało tam być, kiedy wreszcie wychodziło słońce. Mawia się, często z kpiącym uśmieszkiem, że Islandia to ostatnie miejsce, w którym jeszcze żyją elfy. Tam, w dolinie, nie byłoby mi trudno uwierzyć, że mogą istnieć. Nie byłabym też zdziwiona, gdyby któryś wyskoczył mi zza pleców. Tam, w dolinie, byłam OSZOŁOMIONA, a raczej moje zmysły były oszołomione 🙂
Zmiana sposobu żywienia w naturalny sposób spowodowała w naszej rodzinie zmianę całego stylu życia. Wiąże się to np. z tym, że zwracam uwagę jakich kosmetyków używamy i z czego są zrobione. Ponieważ mało się maluję i rzadko używam perfum, to dobry krem czy mydło szczególnie darzę sympatią, jeśli potrafi oszołomić mnie też swoim zapachem, oprócz swojego składu, naturalnie. O olejku Ylang Ylang pomieszanym z olejem kokosowym pisałam już wcześniej (ten to naprawdę potrafi doprowadzić do szaleństwa), ale ostatnio odkryłam rewelacyjne mydło. Skład – bomba, ale zapach … OSZAŁAMIAJĄCY. Wzrok też może oszołomić, bo jest czarne. Gdyby jeszcze grało lub śpiewało, to we własnej łazience czułabym się jak w tej małej dolince na Islandii 🙂
Żeby nie rzucać słów na wiatr, proszę, oto skład: olej palmowy, popiół z ziaren kakaowca, woda, naturalna gliceryna, masło shea, perfumy, miód, sok z cytryny, sok z limonki, afrykańskie drzewo sandałowe, ekstrakt z liści aloesu. To afrykańskie czarne mydło o zwariowanej dla mnie nazwie Dudu – Osun (choć nie mam pojęcia, co to znaczy).
Gorąco polecam 🙂